@16
Proszę Pana, w komentarzu @12 chodziło mi właśnie o przerysowanie argumentów z @7. Wcale nie chcę zwrotu zabranego mi już przez Państwo majątku (bo i tak to niemożliwe, więc nie ma co nad tym dywagować). Po prostu szukam argumentów, które w dyskusje o „złych urzędnikach” i dobrych pracodawcach wprowadzą trochę inne spojrzenie. Ekonomia rządzi nami wszystkimi, ale czy zawsze pieniądz jest najważniejszy? Kto ma rodzinę, wie, o co mi chodzi.
Problemy, ktore widzę od jakiegoś czasu w części artykułów i zdecydowanej większości komentatorów na tej stronie i im pokrewnych, są dwa. Jeśli Pan pozwoli to teraz, niekoniecznie w kolejności ważności, je wymienię (zwacam uwagę też, że nie mam monopolu na prawdę i mogę się mylić)
1. Urzędnik a gospodarka rynkowa – to nie jest właściwe przeciwstawienie, bo może kasta urzędnicza rośnie i ma się dobrze, ale ona sama swoich miejsc pracy nie tworzy. Zrzucenie całej winy na urzędników zasłania prawdziwych winowajców. To rząd i w naszym przypadku parlament tworzy prawo. Prawo na tyle źle skonstruowane, że potem rzeczywiście muszą do niego powstać skomplikowane przepisy wykonawcze. Problem jest w tworzeniu prawa. W parlamencie.
2. Drugim problemem jest brak pojęcia własności społecznej. Wiem, że brzmi to strasznie, ale jest coś takiego jak własność społeczna. Postaram się wytłumaczyć. Mamy w mieście (jakimś wiekszym) wodociagi i kanalizację oraz drogi. Czy możemy je sprywatyzować? Wiem, że dużo ludzi przyklaśnie temu pomysłowi, bo wolny rynek i konkurencja… Ale czy można w mieście zrobić konkurencyjną sieć wodociągową? Może. A sieć kanalizacyjną? Miasto, to nie tylko to, co widać, ale i kilometry instalacji podziemnej. Konkurencyjna miałaby być na poziomie kopalni? Drogi. Jeśli sprywatyzujemy drogi prowadzące do Pana domu i ustali ktoś Panu kwotę 100 zł za przejazd, to co mu Pan zrobi? Zbojkotuje drogę? Kupi helikopter? Właśnie po to, aby nie dochodziło to takich sytuacji pewnie zadania w społeczeństwie oraz pewne dobra są własnością społeczną. Zarządzaną na razie przy pomocy rządu. Przyznaję, źle zarządzaną, przy marnotrawieniu środków itd. Jestem za zmianą zarzadzania, uspołecznieniem tych zadań, ale usunięcie kontroli społecznej (choćby znikomej w postaci wyborów) może wprowadzić monopol na usługę, dla której nie ma alternatywy. Ci, co dostaną się do monopolu, będą ciągnąć zyski. Do czasu rewolucji. Tylko nie o to chyba nam chodzi. Prywatyzujmy wszystko, co może mieć konkurencję, tak, aby ludzie mogli mieć wolność wyboru, a nie odwrotnie.
Rząd działa źle. Oboje to przyznajemy. Rząd powiniem być mniejszy, administracja zmniejszona do minimum. Ale pewnych zadań nie można zlikwidować. Albo inaczej, można, ale wtedy zaprzeczymy całemu naszemu dorobkowi kulturowemu. Śmierć i narodzenie. Każdemu człowiekowi zapewniamy godny pochówek. Tak samo, jak każdej kobiecie w ciąży zapewniamy darmową opiekę zdrowotną i darmowy poród, niezależnie czy jest ubezpieczona, czy nie. Nie dla tej kobiety, tylko dla nowego człowieka, który pojawi się w naszym społeczeństwie. Tak naprawdę to bardzo niewiele. To, że świadczenia te finansowane są przez Państwo nie oznacza, że są złe. Gdyby nie przez Państwo, pewnie powstałyby fundacje, które by robiły to samo. Koszty byłyby podobne, bo koszty administracyjne przy tych egalitarnych zasiłkach są niewielkie. I tak jak pisałem w pierwszym komentarzu, pogrzeb nie jest problemem tego, który umarł, tylko społeczeństwa, które musi coś zrobić ze zwłokami. To nie problem rządu, ani prywatnej osoby, tylko społeczneństwa, które do pewnych działań posługuje się na razie rządem.
Czy w imię ekonomii mamy się stać zwierzętami, bo nawet „barbarzyńcy” 2000 lat temu na naszych ziemiach chowali zmarłych swojego plemienia niezależnie od ich statusu.
Wiem, że jestem tutaj głosem wołającego na puszczy.